Dzieci tajfunu i owoce jałmużny
Pomocnicy mariańscy dobrze pamiętają dziewczynkę z Filipin, która w ubiegłym roku poprosiła Świętego Mikołaja o ołówek… Ten wybór bardzo skromnego i nietypowego prezentu wynikał z sytuacji finansowej rodzin, poszkodowanych przez tajfun.
Skazani na potęgę żywiołu
Filipiny są państwem wyspiarskim, położonym na Oceanie Spokojnym. Turystów zachwycają malownicze plaże, rafy i lasy tropikalne. Jednak mieszkańcy Filipin z obawą wpatrują się w niebo i ocean. Niejednokrotnie doświadczyli potęgi żywiołu, nieznanego przybyszom z Europy. Tworzenie się i ruchy tajfunu można obserwować z satelity, ale nie dysponujemy rozwiązaniem technologicznym lub inżynieryjnym, które byłoby w stanie okiełznać jego potęgę. Podczas tajfunu Haiyan porywy wiatru dochodziły do 376 km/h.
Po przejściu żywiołu zostają ruiny, stosy gruzów, lawiny błota, drzewa wyrwane z korzeniami. Horyzont staje się płaski, gdyż każdy budynek i przedmiot wystający nad ziemię zostaje zniszczony przez potężne uderzenie huraganu. W takich warunkach ekipy ratunkowe poszukują rannych wśród gruzów i błota. Utrata domu i całego dobytku to najlepsza rzecz jaka może zdarzyć się ofiarom tajfunu. Najtrudniejsza to wiadomość o śmierci bliskiej osoby. Misjonarze mariańscy pomagali parafiance, która w jedną noc, po przejściu tajfunu, straciła pod gruzami siódemkę swoich dzieci.
Dzieci Tajfunu
Maluchy ocalałe z ostatniego uderzenia żywiołu wiodły życie zupełnie inne niż ich rówieśnicy. Tułały się pomiędzy ośrodkami charytatywnymi, wszędzie mieszkały „tymczasowo”, „na chwilę”. Od najmłodszych lat doświadczyły ograniczeń wynikających z biedy. Niektóre zachowały wspomnienia o zniszczonym przez potęgę żywiołu domu rodzinnym, inne były zbyt małe, aby zapamiętać mamę lub tatę, którzy zginęli pod gruzami. To specyficzne pokolenie zostało wychowane w atmosferze kataklizmu, boleśnie naznaczone jego destrukcyjnymi konsekwencjami, żałobą i nieustannymi kłopotami finansowymi.
Ludzie mówią o nich „Dzieci Tajfunu”, a pomocnicy mariańscy regularnie wspierają jałmużną i modlitwą. Projekt osobiście koordynuje ks. Dariusz Drzewiecki, marianin, misjonarz miłosierdzia, od wielu lat pełniący posługę na Filipinach. Zestawiając swoją sytuację finansową z losem Dzieci Tajfunu można poczuć się jak bogacz. Jedzenie w lodówce? Dach nad głową? Buty na nogach? Dla niektórych ofiar tajfunu to luksusy, o których można tylko pomarzyć. Najniższa pensja na Filipinach wynosi 2000 peso, czyli około 150 zł. Wyprawka do szkoły kosztuje około 1300 peso. Dla samotnych mate, zwłaszcza posiadających wiele dzieci, taka kwota jest po prostu nieosiągalna.
„Dzieci Tajfunu łatwo poznać w grupie rówieśników – wyjaśnia ks. Dariusz Drzewiecki MIC – zazwyczaj nie mają drugiego śniadania. Bezradnie patrzą, kiedy ich koledzy i koleżanki wyciągają kanapki. Milczą. Są przedwcześnie dojrzałe, ale to nie jest powód do radości i dumy. Raczej do smutku… Spotkałem kiedyś 15-letniego chłopca, który pracował na budowie, jako pomocnik murarza. Spytałem, czemu nie jest w szkole. Wyjaśnił: nie mam czasu chodzić do szkoły, muszę pracować i zarabiać pieniądze. Do dziś nie mogę zapomnieć tej rozmowy…”
Jałmużna na chwałę Pana
Pod opieką ks. Dariusza znajduje się ponad tysiąc Dzieci Tajfunu. Misjonarze mariańscy we współpracy z proboszczami lokalnych parafii i katechetami, stworzyli listy osób potrzebujących oraz niezbędnych im darów rzeczowych. Biedne rodziny prosiły o: ołówki, buty, mundurek, plecak, kredki, zeszyty, podręczniki, obiady w stołówce.
Dzięki ofiarom przekazanym przez pomocników mariańskich w życiu maluchów pojawiło się bardzo wiele radości. Wszystkie chciały się uczyć i skończyć szkołę, na przeszkodzie stała im bieda. W pierwszej kolejności pomoc została przyznana dwustu dzieciom z najuboższych rodzin, zamieszkujących parafię katedralną w Cagayan de Oro, nad rzeką Cagayan. Dzieci otrzymały pełne wyposażenie szkolne (plecak, piórnik, dwa ołówki, długopis, temperówka, zestaw kredek, zeszyty i podręczniki) oraz buty i mundurki, bez których na Filipinach nie można chodzić do szkoły.
W Wiosce Matki Bożej Miłosierdzia, zamieszkałej przez ofiary tajfunu, ks. Dariusz Drzewiecki rozdał dzieciom trzysta trzydzieści wyprawek szkolnych. Maluchy cieszyły się zwłaszcza z plecaków i kredek. Większość nigdy wcześniej nie miała zeszytów „na zapas”. Specjalną opieką misjonarze otoczyli setkę dzieci z najuboższych rodzin. Poza niezbędna wyprawką dzieci otrzymały również kompletne mundurki szkolne z butami i skarpetkami. Zakupiono im obiady w stołówce oraz bilety umożliwiające dojazd do szkoły.
Katolicki bastion Azji
Filipińczycy są bardzo religijni, ponad 80% z nich to głęboko wierzący katolicy. W wielu sklepach o godzinie 12:00 w południe sprzedawczynie przestają obsługiwać klientów, aby odmówić Anioł Pański. Po Mszy Świętej każdy wierny chce uścisnąć dłoń kapłanowi, każdy prosi o błogosławieństwo. Misjonarz nawet przez chwilę nie jest sam. Małżeństwa filipińskie są bardzo otwarte na życie. Ciążę i pojawienie się maleństwa w rodzinie traktują jako znak błogosławieństwa Bożego. Praktycznie każde dziecko na Filipinach ma liczne rodzeństwo. Podobnie jak w Polsce, na Filipinach maj jest miesiącem maryjnym. W spotkaniach modlitewno-formacyjnych chętnie uczestniczą najmłodsi. Na wspólne modlitwy przychodzą nawet czteroletnie maluchy.
Rodziny obdarowanych z potrzeby serca modlą się za pomocników mariańskich. Ich wdzięczność za pomoc jest bezgraniczna. Proszą Pana Boga o błogosławieństwo dla ofiarodawców, ich rodzin oraz ich Ojczyzny. Polska jest krajem dobrze im znanym, dzięki św. Janowi Pawłowi, który w 1995 roku odwiedził Filipiny z okazji Światowych Dni Młodzieży. Na wspólną modlitwę do stolicy kraju – Manili przybyło wówczas ponad cztery miliony młodych katolików z Filipin. W żadnym innym kraju azjatyckim Dobra Nowina nie jest przyjmowana przez wiernych z taką radością.
Marianie na Filipinach
Misjonarze mariańscy na Filipinach mają tak wiele pracy, że doba wydaje im się za krótka. Obok ewangelizacji i posługi kapłańskiej starają się uczynić wszystko, co w ich mocy, aby pomóc najbiedniejszym parafianom i ofiarom klęsk żywiołowych. Od wielu lat ściśle współpracują z lokalnym oddziałem Caritas, mieszczącym się na wyspie Mindanao. Wiedzą, że tajfunów nie da się przewidzieć ani zatrzymać. Jednak można zminimalizować wyrządzone przez nich szkody. Najważniejszym celem jest oczywiście ratowanie ludzkiego życia. Ks. Dariusz Drzewiecki opowiada o tym w słowach: „na wyspie Mindanao budujemy specjalne centrum treningowe, dla osób przeszkolonych w udzielaniu pierwszej pomocy w czasie tajfunów. Ich umiejętności są niezwykle cenne. Ci ludzie ratują życie ciężko rannym, wiedzą, w jaki sposób zorganizować pomoc, wyciągnąć poszkodowanych z gruzów i błota. W przyszłości planujemy wyposażyć ich w specjalne łodzie ratunkowe. Dzięki temu będą mogli dotrzeć do ofiar tajfunu na sąsiednich wyspach i pomóc rannym, porwanym przez nurt wody”.
Misjonarze współpracują ponadto ze szkołą dla dzieci w Davao City. To nietypowa placówka edukacyjna, w której nie ma tablicy ani kredy. Dzieci nie wiedzą jak wyglądają ich nauczyciele i nic nie notują w zeszytach. Wszystko muszą zapamiętać. Nawet skomplikowane obliczenia matematyczne wykonują w pamięci. Wszystkie są niewidome od urodzenia… Pochodzą z rodzin skrajnie ubogich. Ich szkoła działa tylko dzięki ofiarności ludzi dobrego serca. Ks. Dariusz Drzewiecki sprawuje opiekę duchową nad 62 uczniami. Dożywianie maluchów w stołówce finansują Darczyńcy Zgromadzenia Księży Marianów.
Aleksandra Kiełczewska
Zobacz: Z Niepokalaną (Jesień 3, nr 95, 2018, s. 16-18) Tutaj