Patron mających trudności w nauce
Święty Stanisław już kolejny raz pokazał mi i mojej Rodzinie, że jeśli naprawdę całym sercem uwierzymy w to, o co się modlimy, Pan Bóg z miłością wysłucha tej modlitwy. Tę prawdę uświadomiłam sobie w ostatnim czasie.
Jestem dorosłą 48 letnią kobietą. A kilka lat temu dojrzało we mnie pragnienie pracy z dziećmi. Wiem, że było ono w moim sercu od zawsze, ale musiało minąć wiele lat żeby dojrzeć w pełni we mnie . Podjęłam więc 5 lat temu odważną decyzję o zmianie mojego profilu zawodowego i odchodząc z branży stomatologicznej zaczęłam moją przygodę z pedagogiką.
I w ten oto sposób, będąc ponad czterdziestoletnią kobietą, za namową przyjaciółki, rozpoczęłam wraz z nią studia pedagogiczne pierwszego stopnia. Moje koleżanki - studentki w grupie były niewiele starsze od moich synów. Początki nie były łatwe, bo po dwudziestoletniej przerwie w intensywnej nauce, mój mózg nie bardzo chciał ze mną naukowo współpracować . I wtedy zaczęłam prosić o pomoc świętego Ojca Paczyńskiego. Czułam w Nim orędownika. Wiedziałam, że skoro On poradził sobie z nauką, bo taki był Boży plan na Jego życie, to ja też dam radę.
I tak ze Świętym Stanisławem u boku zdobyłam dyplom licencjata pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej, potem kolejny - studiów podyplomowych z oligofrenopedagogiki i teraz jestem u progu obrony studiów magisterskich z pedagogiki z terapią pedagogiczną. Przez te wszystkie lata nauki, w najtrudniejszych momentach zwątpienia, że nie dam rady, że jestem za stara na naukę, że to bez sensu...święty Stanisław podnosił mnie i czasami pchał, a niekiedy ciągnął do przodu, do celu.
To w Wieczerniku, przy Jego grobie, spędziłam w ciągu tych 5 lat wiele godzin prosząc Go o pomoc i dziękując za kolejne zdane egzaminy. Wczoraj dostałam pozytywny wynik, zatwierdzający do obrony, moją najważniejszą i ostatnia już pracę - magisterską. To był dla mnie najważniejszy i najtrudniejszy okres w czasie całych studiów. Bardzo ciężko pisało mi się tę pracę, a lęk przed finalną jej oceną paraliżował mnie. Szatan szeptał mi od kilku tygodni do ucha, że mi się nie uda, że nie dam rady, byłam już tak zmęczona fizycznie i psychicznie, że prawie mu uwierzyłam...i na ostatniej prostej chciałam się poddać.
I wtedy, po raz kolejny przyszedł z pomocą On - mój kochany Staś Paczyński. Zaczęłam modlić się do Niego Nowenną. Z dnia na dzień czułam jak lęk odpuszcza i pisanie pracy powolutku dobiega końca. Dotychczas, wszystkie moje koleżanki , które oddały swoje gotowe prace do sprawdzenia, otrzymały je z powrotem do poprawek. Antyplagiat nie przepuścił żadnej z nich. Płakały i poprawiały po 50-60-70% treści. Lęk udzielił mi się bardzo. Byłam sparaliżowana ze strachu. Skończyłam nowennę i słyszałam w głowie szatańskie : nie dasz rady, jesteś głupia, stara, zostaw to. A w sercu: oddaj to mi i wyślij pracę. Wysłałam. To było najdłuższe 24 godziny w ciągu moich studiów. Wczoraj, czekając na wynik poszłam na Eucharystię do Wieczernika. Święty Stanisław zerkał na mnie z obrazu swoim ciepłym, pełnym ufności i prawdy wzrokiem. Wyspowiadałam się u cudownego kapłana, który na koniec spowiedzi pobłogosławił moją pracę. Wracając do domu czułam spokój. Po południu dostałam wiadomość od promotora: Gratuluję, praca przeszła pomyślnie wszystkie testy antyplagiatu i została zaakceptowana do obrony. Popłakałam się jak dziecko. I dotarło do mnie, że jestem Ukochanym Dzieckiem Pana Boga.
Jego Miłość jest ponad moje lęki, niedowiarstwo i brak ufności. Modliłam się prosząc o pomoc, a w głębi serca sama nie wierzyłam w siebie. On mi pokazał, że jest Bogiem bezgranicznej miłości. I wierzę całym sercem, że to święty Stanisław, święci Józef i Maryja, których żarliwie prosiłam o pomoc, byli moimi orędownikami u Boga w Niebie. A Moja Rodzina, która swoją miłością i wiarą we mnie, codziennie dodawała mi skrzydeł - nieocenionym wsparciem z Nieba. Praca z dziećmi wypełnia codziennie radością moje serce. Chcę być dla nich, z nimi, uczyć ich, prowadzić, kochać i służyć, jak robił to Jezus. I wiem też, jestem tego przykładem, że jeśli Pan Bóg ma plan na nasze życie, to wcześniej czy później zrealizuje go w pełni. Trzeba Mu tylko, albo aż ZAUFAĆ. Gdyby mi ktoś jeszcze 6 lat temu powiedział, że będę pracować z dziećmi , że aby to robić skończę kilka kierunków studiów, pokiwałabym z niedowierzaniem głową...ale jak widać, Pan Bóg miał właśnie taki plan, przewrócił mój zawodowy świat do góry nogami i zrobił to, co chciał z moim życiem. I Chwała Mu za to! Amen .
Świadectwo zostało nadesłane do Sanktuarium św. Stanisława Papczyńskiego.
Jestem dorosłą 48 letnią kobietą. A kilka lat temu dojrzało we mnie pragnienie pracy z dziećmi. Wiem, że było ono w moim sercu od zawsze, ale musiało minąć wiele lat żeby dojrzeć w pełni we mnie . Podjęłam więc 5 lat temu odważną decyzję o zmianie mojego profilu zawodowego i odchodząc z branży stomatologicznej zaczęłam moją przygodę z pedagogiką.
I w ten oto sposób, będąc ponad czterdziestoletnią kobietą, za namową przyjaciółki, rozpoczęłam wraz z nią studia pedagogiczne pierwszego stopnia. Moje koleżanki - studentki w grupie były niewiele starsze od moich synów. Początki nie były łatwe, bo po dwudziestoletniej przerwie w intensywnej nauce, mój mózg nie bardzo chciał ze mną naukowo współpracować . I wtedy zaczęłam prosić o pomoc świętego Ojca Paczyńskiego. Czułam w Nim orędownika. Wiedziałam, że skoro On poradził sobie z nauką, bo taki był Boży plan na Jego życie, to ja też dam radę.
I tak ze Świętym Stanisławem u boku zdobyłam dyplom licencjata pedagogiki przedszkolnej i wczesnoszkolnej, potem kolejny - studiów podyplomowych z oligofrenopedagogiki i teraz jestem u progu obrony studiów magisterskich z pedagogiki z terapią pedagogiczną. Przez te wszystkie lata nauki, w najtrudniejszych momentach zwątpienia, że nie dam rady, że jestem za stara na naukę, że to bez sensu...święty Stanisław podnosił mnie i czasami pchał, a niekiedy ciągnął do przodu, do celu.
To w Wieczerniku, przy Jego grobie, spędziłam w ciągu tych 5 lat wiele godzin prosząc Go o pomoc i dziękując za kolejne zdane egzaminy. Wczoraj dostałam pozytywny wynik, zatwierdzający do obrony, moją najważniejszą i ostatnia już pracę - magisterską. To był dla mnie najważniejszy i najtrudniejszy okres w czasie całych studiów. Bardzo ciężko pisało mi się tę pracę, a lęk przed finalną jej oceną paraliżował mnie. Szatan szeptał mi od kilku tygodni do ucha, że mi się nie uda, że nie dam rady, byłam już tak zmęczona fizycznie i psychicznie, że prawie mu uwierzyłam...i na ostatniej prostej chciałam się poddać.
I wtedy, po raz kolejny przyszedł z pomocą On - mój kochany Staś Paczyński. Zaczęłam modlić się do Niego Nowenną. Z dnia na dzień czułam jak lęk odpuszcza i pisanie pracy powolutku dobiega końca. Dotychczas, wszystkie moje koleżanki , które oddały swoje gotowe prace do sprawdzenia, otrzymały je z powrotem do poprawek. Antyplagiat nie przepuścił żadnej z nich. Płakały i poprawiały po 50-60-70% treści. Lęk udzielił mi się bardzo. Byłam sparaliżowana ze strachu. Skończyłam nowennę i słyszałam w głowie szatańskie : nie dasz rady, jesteś głupia, stara, zostaw to. A w sercu: oddaj to mi i wyślij pracę. Wysłałam. To było najdłuższe 24 godziny w ciągu moich studiów. Wczoraj, czekając na wynik poszłam na Eucharystię do Wieczernika. Święty Stanisław zerkał na mnie z obrazu swoim ciepłym, pełnym ufności i prawdy wzrokiem. Wyspowiadałam się u cudownego kapłana, który na koniec spowiedzi pobłogosławił moją pracę. Wracając do domu czułam spokój. Po południu dostałam wiadomość od promotora: Gratuluję, praca przeszła pomyślnie wszystkie testy antyplagiatu i została zaakceptowana do obrony. Popłakałam się jak dziecko. I dotarło do mnie, że jestem Ukochanym Dzieckiem Pana Boga.
Jego Miłość jest ponad moje lęki, niedowiarstwo i brak ufności. Modliłam się prosząc o pomoc, a w głębi serca sama nie wierzyłam w siebie. On mi pokazał, że jest Bogiem bezgranicznej miłości. I wierzę całym sercem, że to święty Stanisław, święci Józef i Maryja, których żarliwie prosiłam o pomoc, byli moimi orędownikami u Boga w Niebie. A Moja Rodzina, która swoją miłością i wiarą we mnie, codziennie dodawała mi skrzydeł - nieocenionym wsparciem z Nieba. Praca z dziećmi wypełnia codziennie radością moje serce. Chcę być dla nich, z nimi, uczyć ich, prowadzić, kochać i służyć, jak robił to Jezus. I wiem też, jestem tego przykładem, że jeśli Pan Bóg ma plan na nasze życie, to wcześniej czy później zrealizuje go w pełni. Trzeba Mu tylko, albo aż ZAUFAĆ. Gdyby mi ktoś jeszcze 6 lat temu powiedział, że będę pracować z dziećmi , że aby to robić skończę kilka kierunków studiów, pokiwałabym z niedowierzaniem głową...ale jak widać, Pan Bóg miał właśnie taki plan, przewrócił mój zawodowy świat do góry nogami i zrobił to, co chciał z moim życiem. I Chwała Mu za to! Amen .
Świadectwo zostało nadesłane do Sanktuarium św. Stanisława Papczyńskiego.